poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział drugi


Nie wiedziała gdzie jest i z kim, ale poznała go. Znowu ją odwiedził. Nie miała pojęcia, jaki ma kolor oczu, czy jest wysoki, nie mogła otworzyć oczu. Ciągle przychodził, zawsze, gdy uświadamiała sobie, że już nie śpi, czuła jego ciepłą dłoń gładzącą ją delikatnie po policzku.  On przychodził, siadał na skraju łóżka i mówił do niej. Opowiadał jej o wszystkim. Jaka była pogoda, jak mu minął dzień.  Lubiła jego głos, był lekko zachrypnięty i czuły. Pamiętała, że pierwszą rzeczą, jaką usłyszała, gdy się obudziła po raz pierwszy, było ciche łkanie.
-Przepraszam… tak bardzo przepraszam- to był On. Dziewczyna nie chciała, by płakał. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Próbowała wtedy dać mu do zrozumienia, że go słyszy, lecz kiedy chciała unieść dłoń, ogarnęła ją fala bólu.
Dnie i tygodnie mijały szybko, zawsze w jego towarzystwie. Lecz pewnego dnia nie przyszedł. Słyszała cichy oddech, lecz on nie należał do niego. Postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Lekko uchyliła powieki, by zaraz je zamknąć. Cały pokój był biały, tak sterylnie biały, że biło po oczach. Jej ruch nie został niezauważony. Osoba z drugiego końca sali podbiegła do niej.
-Siostro!- krzyknęła postać. Głośne, pośpieszne kroki.
-Co się stało?- spytał kobiecy głos. To musiała być pielęgniarka. Czyli jest w szpitalu. Tylko dlaczego?
-Poruszyła się, otworzyła oczy!- owa postać także była kobietą, może raczej dziewczyną.
Chwila ciszy, pielęgniarka kilkoma susami pokonała odległość dzielącą ją od łóżka dziewczyny.
-Otwórz oczy, dziecino- powiedziała przymilnie kobieta. No dobrze, jeszcze raz. Przez kilka sekund zbierała się w sobie, by po chwili podciągnąć swe powieki do góry. Rozejrzała się. Pochylały się nad nią dwie twarze. Jedna z nich była młoda i pełna życia, a jej niebieskie kosmyki oplatały jej twarz, druga zaś zmęczona, oraz pokryta siateczką zmarszczek, czarne włosy były ciasno związane i widać było pojedyncze srebrne włosy.
-Doktorze!- starsza kobieta wybiegła na korytarz. Po krótkim czasie sprowadziła przystojnego mężczyznę. Zamienili kilka słów i podeszli do niej.
-Czy rozumiesz, co mówimy?- spytał delikatnie lekarz- Jedno mrugnięcie na tak, dwa na nie.
Mrugnęła. Wszyscy obecni się rozpromienili.
-Czy coś pamiętasz z wypadku?- padło kolejne pytanie. Zamyśliła się. Jakiego wypadku? Jedyne, co pamiętała, to głos. Jego głos. Ale gdzie on jest?
Zamrugała dwa razy.- Tak myślałem. No cóż. To nic. Wystarczy na dziś. Odpocznij.-  Wyszedł na korytarz z siostrą i zostawił dziewczęta same.
-Pamiętasz mnie?- spytała z ciekawością dziewczyna z niebieskimi włosami.
Przyjrzała jej się. W jej buzi było coś znajomego, lecz nie miała pojęcia, co. Mrugnęła... dwa razy.
-Och, nic się nie stało- mówiła, lecz wyglądała na smutną. – Wiesz, przed wypadkiem byłyśmy przyjaciółkami, najlepszymi- uśmiechnęła się. – Mieszkamy razem, i z twoim bratem, no weź Nicole. Jestem Libby, twoja kumpela, Lib. Musisz coś pamiętać- powiedziała cicho i z bezradności ruszyła w stronę drzwi.
Nicole, więc tak miała na imię. Nie interesowały ją słowa dziewczyny. Chciała, żeby on się pojawił. Po takim czasie słuchania go chciała wreszcie zobaczyć.  Poczuła się lekko znużona, więc zamknęła powieki i po prostu zasnęła. Jutro. Jutro ją odwiedzi, a wtedy ona otworzy oczy. On będzie zaskoczony. Tak. Tak będzie.  Z tą myślą usnęła szybko. Rankiem poczuła jego dłoń. Była szczęśliwa. Tak szczęśliwa, że dopiero po chwili dotarło do niej, że on coś mówi.
-Leżysz tu już trzeci miesiąc. I nic się nie zmienia. Przychodzę późnym wieczorem i wychodzę po dziesiątej. Nadal nie mogę wrócić do tego, co było przed wypadkiem. Dałabyś, chociaż jakiś znak, że mnie słyszysz- powiedział z frustracją. Tylko na to czekała. Otworzyła oczy. Znieruchomiał. Po chwili szeroko się uśmiechnął. Miał piękny uśmiech. Jego loki z lekkością opadały na twarz, był blady, jakby od jakiegoś czasu nic nie jadł. Spojrzała w jego oczy. Pierwszy raz widziała tak cudownie szmaragdowe tęczówki. W tym momencie do sali wszedł lekarz.
-Ona wszystko rozumie, ale nie może się poruszać. Jedno mrugnięcie na tak, dwa na nie- uśmiechnął się. Zmienił kroplówkę i wyszedł. 
-Pamiętasz wypadek?- zapytał cicho. Błysk świateł i dwa głosy. Nic więcej. Zamrugała dwukrotnie. - Mogę cię o coś prosić? Spróbuj coś powiedzieć. Cokolwiek.
Patrzyła na niego i zastanawiała się, dlaczego wcześniej nie próbowała się odezwać.
-Jestem Nicole- powiedziała cicho. Rozbolała ją klatka piersiowa. Głos był załamany, ale poza tym wszystko w porządku. Uśmiechnęła się blado.
-Jestem Harry- przedstawił się.- Nie będę tego ukrywał. To przeze mnie tu jesteś- wydusił na jednym tchu.
-Słyszałam kilka głosów- przypomniała sobie i cichutko go poinformowała.
Przez chwilę wyglądał, jakby próbował sobie przypomnieć coś ważnego.
-Faktycznie, jechałem z dwoma przyjaciółmi, ale to ja kierowałem-, kiedy zobaczył, że ta informacja nie robi jej różnicy uspokoił się trochę. Ona rozchyliła usta, by coś powiedzieć.- Ciśśś.. już wystarczy, nie powinnaś się przemęczać. Na dziś, to koniec- w jej oczach pojawił się strach? Smutek?- Zostanę z tobą. Jutro porozmawiamy, a teraz śpij- szepnął i położył jej rękę na dłoni.  Po kilku minutach wpatrywania się w niego, usnęła.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział, potrafisz cudnie pisać. Pozdro :)

    OdpowiedzUsuń